Legenda o zalanej wiosce
Obra to piękna wieś leżąca nad Jeziorem Świętym. Najstarsi mieszkańcy od niepamiętnych czasów opowiadali sobie legendę o jej powstaniu. Wszyscy ludzie ją znali - starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni, a także dzieci.
Legenda o tym jak wieś została za karę zalana wodą i pogrążona na zawsze w falach jeziora krążyła po okolicy. I tak trwała przez pokolenia. Różne ludziska bajali, szczególnie w długie zimowe wieczory. Młodzi słuchali z niedowierzaniem, a dzieci ze strachem. Niby się nie bali, ale raz po raz kawalerowie chodzili nad brzeg jeziora wypatrując w ciemnej toni dawnych domów, a nawet wieży kościoła. Starzy bowiem słyszeli bicie dzwonów, szczególnie wiosną i jesienią.
Posłuchajcie sami...!
Przed stu laty, a może i dawniej - kilku śmiałków postanowiło sprawdzić tajemnicę jeziora, ale na nic zdały się czuwania po nocy i nurkowanie. Powoli zapomniano co o jeziorze mówiono, tym bardziej, że zapowiadało się gorące lato i młodzi urządzać zaczęli sobie zabawy. Schodzili się na nie kawalerowie z wszystkich okolicznych wsi, a każdy wypatrywał w tłumie miejscowych i zamiejscowych dziewcząt tę najładniejszej, tej jedynej.
Pewnego razu na zabawie zjawiło się siedem nie znanych nikomu Panien. Jedna była piękniejsza do drugiej, toteż wszyscy kawalerowie, aż zaniemówili z wrażenia. Na ich widok serca zaczęły im bić mocniej. Gdy zagrała wiejska kapela, wszyscy ruszyli w tany. Panny tańczyły niczym ważki nad wodą, lekko i zwinnie. Chłopcy też nie próżnowali i prosili je po kolei. Szybko jednak zbliżała się północ, potem zaś godzina 1.00 i 2.00. Nad ranem, jeszcze przed świtem Panny niespodziewanie cicho znikały. Nikt nie wiedział skąd przychodziły i dokąd się udawały. I tak było przez kilka czerwcowych niedziel. Zbliżała się noc świętojańska, a z nią wesołe tańce. Wszyscy już wypatrywali od południa pięknych nieznajomych, ale one nie przychodziły. Aż tu nagle, tuż przed północą, zjawiły się piękne jak nigdy. Siedmiu śmiałków obrzańskich postanowiło je śledzić. Bawili się wesoło, ale nie spuszczali z oka wesołych tanecznic. Nad ranem, zauważyli, że dziewczęta zaczęły ukradkiem jedna po drugiej wychodzić. Nie podejrzewały jednak, że w ślad za nimi idą chłopaki. I tak doszły do jeziora. Wówczas jedna z nich dotknęła ręką wody, która się rozstąpiła. Zdumionym i przerażonym chłopcom ukazała się w całej okazałości zatopiona wioska, jej mieszkańcy zaś pracowali jakby żyli na ziemi, nawet krowy ryczały i świnie kwiczały, bo to była akurat pora karmienia bydła. Kawalerowie nie zastanawiali się nawet minuty, tylko gęsiego - tuż za pannami - weszli w toń wody. Gdy ostatni przekroczył linię brzegową, woda z hukiem zamknęła im drogę powrotną. Niebo i słońce przesłoniła woda, lecz oni szli nadal naprzód, za swoimi pannami.
Starzy ludzie powiadali, że odtąd już żadna panna na zabawę nie przyszła, a i słuch po śmiałkach zaginął. Niektórzy jednak twierdzili, że jesienią rozdzwoniły się dzwony. Dzwoniły siedem razy. Mawiano, że to obrzanie brali ślub z pannami, a dzwony kościelne zwiastowały wesela. Kto był tej nocy nad jeziorem to ponoć słyszała jak grała podwodna kapela i wznoszono toasty. Potem wszystko umilkło.
Do dziś dnia może już najstarsi ludzie pamiętają tę dziwną - a może prawdziwą historię!!!
Legendę opracowała Barbara Bajon
na podstawie opowieści swojej mamy Marii Serwy
|